wtorek

Recenzja: Assault! Jack the Ripper (1976)

Tytuł oryginalny: Bôkô Kirisaki Jakku
Tytuł angielski: Assault! Jack the Ripper
Reżyseria: Yasuharu Hasebe
Scenariusz: -
Rok produkcji: 1976
Występują: Yutaka Hayashi, Yoko Azusa, Tamaki Katsura, Midori Mori 




Pierwej był stek klasycznych już dziś pozycji, o których grzechem byłoby chociaż nie wspomnieć… Począwszy od głośnego debiutu reżyserskiego w 1966 roku – „Black Tight Killers” aka „Don't Touch Me I'm Dangerous” („Ore ni sawaru to abunaize”) – do połowy lat siedemdziesiątych filmografia Yasuharu Hasebe wzbogacić się zdążyła o jeszcze co najmniej kilka perełek pokroju „Stray Cat Rock: Sex Hunter” („Nora-neko rokku: Sekkusu hanta”), czy czwartej odsłony cyklu o więźniarce-mścicielce Nami „Female Prisoner Scorpion: #701's Grudge Song” („Joshuu sasori: 701-gô urami-bushi”), na podstawie popularnej mangi Tooru Shinohary. Prawdziwy przełom w rozwoju artystycznym Hasebe datuje się jednak dopiero na rok 1976 i premierę „Okasu!”, tudzież recenzowanego właśnie „Bôkô Kirisaki Jakku”. Tymi, cóż tu dużo mówić mocnymi akcentami wdał się on w absolutnie niepoprawny politycznie, skrajnie mizoginistyczny romans z wiele brutalniejszymi odłamami kina erotycznego niż to, które tworzył jak dotychczas. W późniejszych latach zmajstrował jeszcze co najmniej kilka niemniej dyskusyjnych violent pinków, a wśród nich chronologicznie szokujący „Reipu 25-ji: Bôkan” („Rape! 13th Hour”), „Osou!” i „Yaru!” („Raping!”)…

Młody, zamknięty w sobie cukiernik podwozi do domu zaczepną, sprawiającą wrażenie antypatycznej kelnerkę, nomen omen pracującą w tym samym lokalu co on. Obydwoje praktycznie się nie znają, jakby tego było mało wieczorna pora i strugi ulewnego deszczu potrafią wprawić w iście podły humor.  Kłopoty zaczynają się z chwilą, gdy chłopak nieopatrznie wpuszcza do samochodu podejrzaną autostopowiczkę. W trakcie jazdy dziewczyna ni stąd ni zowąd rozbiera się, wyjmuje żyletki i dokonuje samookaleczenia, formułując przy tym dziwaczny monolog o krwawiącym z natury ciele. Bohaterowi udaje się ją co prawda rozbroić i wyrzucić z pojazdu, ale to dopiero początek ich problemów. Nieznajoma dostaje się pod koła samochodu i pokiereszowana umiera na drodze. Młodzi decydują się porzucić ciało na pobliskim złomowisku. Holując denatkę do bezpiecznej kryjówki, przypadkiem rozrywają jej krocze o wystający spod zabłoconego gruntu fragment blachy. Incydent zbliża ich do siebie, a początkowe przerażenie z czasem przeistacza się w dewiację. Od tej pory żadna kobieta w mieście nie może czuć się bezpiecznie, bowiem dzierżony przez degenerata nóż do krojenia tortów, miast ciasta rozpłata jeszcze nie jedną waginę…

…przy czym już na wstępie należałoby zaznaczyć, iż sceny okaleczania narządów płciowych – zapewne  poprzez wzgląd na pryncypialną cenzurę – skonstruowane zostały w taki sposób, aby wszelakich rozmyć uniknąć. Orgia jęków i pisków mordowanych, wyraz ich przerażonych twarzy, czy wreszcie obłąkańcze miny jakie stroi główny bohater w chwili, gdy dochodzi do finalnego aktu penetracji nie pozostawiają jednak złudzenia co do zamierzeń reżysera. „Assault! Jack the Ripper” miał z założenia kopać po twarzy i co ważniejsze, istotnie potrafi zrzucić widza z krzesła, a już z pewnością mocno nim wstrząsnąć. Mizoginia wylewa się z ekranu telewizora niczym lepkie, gęste ustrojstwo z rozoranych pochew ofiar wykolejeńca. Odgłosy cięcia przyprawiają o dreszcze, te z kolei o nieprzyjemne zgrzytanie zębów, a krew na twarzy niepozornego okularnika zwiastuje tylko jedno…

Pomimo iż sadyzm seksualny od zawsze i nierozłącznie związany był z nurtem pinku eiga, to jakby nie patrzeć wylew tych prawdziwie zdeprawowanych violent pinków przypada na lata osiemdziesiąte. Ciężko sobie zatem dzisiaj wyobrazić jak bardzo skandalizującymi tytułami musiały być „Bôkô Kirisaki Jakku” w roku 1976, czy „Reipu 25-ji: Bôkan” w 1977 (ten ostatni okazał się zresztą orzechem nie do zgryzienia nawet dla samego szefostwa Nikkatsu). Hasebe robi co może, by pomimo odgórnych ograniczeń jego dzieło nie straciło nic a nic na swojej intensywności i uczciwie trzeba mu przyznać, że dzięki śmiałości i zdobytym już w branży filmowej doświadczeniu tworzy dreszczowiec z najwyżej półki. Na tle perfekcyjnej realizacji szalenie atypowo wypada natomiast jazzowy pokład, bo choć ładnie komponuje się z taśmowo następującymi po sobie atakami na wrażliwość oglądającego, to jednak trzeba się do niego przyzwyczaić. Oczywiście żadna to wada… co po najwyżej kolejny zabieg świadczący o nietuzinkowości ojca projektu.

Pytanie tylko dokąd zaprowadzi bohaterów ich wybitnie toksyczna znajomość? Co gryzło pierwszą, tak naprawdę przypadkową ofiarę? Czy jej zachowanie, śmierć i groteskowy wypadek na kilka minut później były katalizatorami, które ostatecznie wyzwoliły w mężczyźnie rządzę mordu? Kogo należy postrzegać jako większe zagrożenie? Sadystę z ogromnym nożem w dłoni, a może czającą się w jego cieniu, akceptującą krwawe wybryki młodzieńca ekscentryczkę o niejasnych preferencjach? Wreszcie kto i kim tutaj steruje – on trzyma w garści ją, czy ona manipuluje nim?

Reasumując, „Assault! Jack the Ripper” to zdemoralizowany pinku-shocker; naładowany potężną dawką negatywnych emocji, ale zarazem urzekający stroną czysto realizacyjną, przy czym wcale niegłupi, acz skrajnie mizoginistyczny i wręcz opływający sadystyczną erotyką. Pozycja to obowiązkowa nie tylko dla fanów japońskich perwersji, ale dla każdego szanującego się kinomana.

by dux


4 komentarze:

  1. Postacie bohaterów filmu przywodzą na myśl autentyczną parę amerykańskich seryjnych morderców - Marthe Beck i Raymonda Fernandeza, którzy w latach 1947-49 w USA zabili ok. dwudziestu kobiet. Polecam dokładniej przyjrzeć się zbrodniczej działalności tej pary ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Richard Franklin Speck. Także o jego postaci warto byłoby tutaj nadmienić i masakrze w akademiku dla przyszłych pielęgniarek również w USA, w 1966 roku. "Violated Angels" (1967, Wakamatsu) również powstało w luźnym oparciu o tamte zajścia. Z innej beczki, krążą plotki, że i "Woman in the Box: virgin Sacrifice" (1985, Konuma) inspirowane było dziwaczną sprawą porwania jakie miało miejsce w Red Bluff (północna Kalifornia). Colleen Stan wsiadła do auta podróżującego z córeczką, nie wzbudzającego podejrzeń małżeństwa. Głowa rodziny, Cameron wywiózł ją na przedmieścia i kazał wysiąść z wozu swojej rodzinie. Dziewczynie przewiązał zaś oczy opaską i zdławiwszy jej opór przetransportował do miejsca, gdzie miała spędzić siedem kolejnych lat. Przetrzymywana w pudle wielkości trumny, wykorzystywana seksualnie i torturowana uciekła w końcu dzięki pomocy żony gwałciciela. Cóż... najstraszliwsze scenariusze jak się okazuje pisze życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Speck, oczywiście :)W pierwszej chwili przyszedł mi jednak na myśl mord, którego dopuścił się Bundy w akademiku Chi Omega, ale nie zgadzały się daty. Bundy zaatakował w 1978 r. a film powstał dwa lata wcześniej. No i jeszcze najbardziej oczywiste nawiązanie, bo zawarte w tytule - Kuba Rozpruwacz, gość, który tak bardzo pogardzał i nienawidził kobiet, ze je patroszył.
    A historyjka, którą przytoczyłeś, hmm... intrygująca.

    OdpowiedzUsuń