czwartek

Recenzja: Lunch Box (2004)


Tytuł oryginalny:
Tamamono
Tytuł angielski:  
Lunch Box
Reżyseria: Shinji Imaoka
Scenariusz: Shinji Imaoka
Rok produkcji: 2004
Występują: Yumika
Hayashi, Mutsuo
Yoshioka, Lemon
Hanazawa, Kiyomi Ito







U progu wstępu nadmienię, że moje oczekiwana względem „Lunch Box” były wygórowane i to przynajmniej z kilku powodów. Bardzo istotnym jest żeby uzmysłowić sobie, iż najmłodsza generacja reżyserów kina pink w przewadze zarzuciła opieranie się o schematy kina ekstremalnego i eksploatacji. Lata 90-te, mimo ubywającej widowni, zaowocowały sporą liczbą dość kontrowersyjnych tytułów. Choć twórcy eksperymentowali, oczywiście w dużej mierze pozostawali wierni poetyce dramatu. Bo przecież w kinie japońskim zarówno erotyka, jak i horror od zarania swego istnienia stanowiły głównie środek ku formie przekazu. Czy to satyrycznie, czy zupełnie poważnie – trudno wygrzebać obraz pochodzący z Kraju Wschodzącego Słońca, a nie zawierający poważniejszych dialogów (chyba, że mówimy o pastiszu, bądź konkretnych podtypach jap. komedii), stanowiących esencję tego, co dany filmowiec zamierzał wykrzyczeć. Stąd ciężko nie odnieść wrażenia, jakoby tamtejsze kino gloryfikowało i dobrą rozrywkę i przekaz. Tak różne od kina zachodniego, w opowiadaniu o emocjach osiągnęło perfekcję. Patrząc na wertykalne społeczeństwo japońskie, gdzie zależności i grupowa hierarchia stanowią jedną z podstaw jego funkcjonowania, może się to wydać nawet dziwne, aczkolwiek uciekając w stronę literatury, mangi i filmu – szeroko pojętej współczesnej popkultury – zauważyć możemy spory kontrast. Może właśnie z powodu ciągłej presji i nieustającego wyścigu szczurów ludzie łakną takiej a nie innej sztuki. Twórcy mogą się zaś cieszyć praktycznie nieskrepowaną wolnością artystyczną i na łonie pełnej absurdów, wiecznie zapracowanej szarej masy kino erotyczne – przynajmniej w swym głównym obiegu – wyewoluowało do postaci Gendai-geki i Shomin-geki. Można powiedzieć, że japońskie produkcje spod znaku softcore porn od zawsze opierały się na schematach tych dwóch, jakby nie patrzeć bardzo społecznych nurtów (i Jidai-geki), aczkolwiek chyba jeszcze nigdy przedtem na taką skalę. Wypadałoby sobie oczywiście zadać następujące pytanie (w odniesieniu zarówno do tych starych pozycji – twórczości Wakamatsu, erotycznego kina gangsterskiego Toei, czy romantycznej pornografii Nikkatsu – jak i tego późniejszego pokolenia twórców, z lat 90-tych, oraz reżyserów działających teraz): czy kino erotyczne faktycznie może być kinem dojrzałym?

… a czemu nie? Na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci nurt pinku eiga łamał tabu, odbijał nastroje społeczne, w inteligentny sposób łączony był z praktycznie każdym innym gatunkiem filmowym, wprawionemu widzowi jakby nie było podpowiadał o japońskiej obyczajowości, eksplorował tematy trywialne i kwestie istotne, rzeczy zabawne i przygnębiające, nie uciekał od satyry i pastiszu, ostatecznie znalazł swoje miejsce obok twardej pornografii, choć wydawało się, że ta go wyprze. Tak się jednak nie stało. Wszak seksualność to nieodłączny element codziennego bytowania, dlaczego więc – na wzór większości zachodnich erotyków – miałaby zostać spłycona do paru kiepsko zrealizowanych aktów i jeszcze mniejszej liczby dennych tekstów?

Shinji Imaoka („Despite All That”, „Uncle's Paradise”) to typ artysty niezależnego, z własną wizją. Jako filmowiec zyskał popularność w ojczyźnie i uznanie światowej krytyki. Rok 2009 przyniósł tymczasem wyraźny zwrot ku historii gatunku – remake „Daydream”. Patrząc na charakterystyczny, nieco ascetyczny styl reżyserii Imaoki można przypuszczać, że był to strzał w dziesiątkę. O tym jednak innym razem…

Aiko, 35-letnia niema kobieta żyje sama i na co dzień pracuje w kręgielni. Znudzona szarą codziennością romansuje z podstarzałym, żonatym menadżerem firmy. Wkrótce poznaje młodszego od siebie Yoshiokę, pracującego w agencji kurierskiej. Niewinny incydent z rowerem przeradza się w płomienny romans. Mężczyzna ulega jednak naciskom koleżanki z pracy i decyduje się opuścić Aiko. Paradoksalnie, miłosny trójkąt wcale nie ulega rozpadowi – tuż przed swoim ślubem mężczyzna wraca do mieszkania porzuconej kochanki, aby po raz ostatni przypomnieć jej, co do niej czuł i że to uczucie wcale się nie wypaliło. Ów moment słabości przyniesie nieoczekiwany zwrot w życiu całej trójki…

Postaci. Należałoby tu zaakcentować, iż fenomen „Lunch Box” tkwi właśnie w skrupulatnym doborze charakterów i osobowości głównych bohaterów. Mamy Aiko – wycofaną społecznie, nie odzywającą się dziewczynę. Łatwo nią manipulować, a wyraża się poprzez seks i gotowanie. Nie potrafi odmawiać. Yoshioka znakomicie ją rozumie, a przynajmniej tak mu się wydaje. Jego bliskość sprawia, że nie trzeba jej już usilnie namawiać do współżycia. Odkąd go poznała aspekt ten nabiera zupełnie innych barw, obydwoje dzielą ciepło i cieszą się pięknem wolno upływających dni. Z czasem zaczyna mu jednak ciążyć, że kobieta dzień w dzień odwiedza go w agencji i przynosi pojemniki z jedzeniem (stąd tytuł filmu), tym samym zawstydzając mężczyznę przy współpracownikach. Mamy jeszcze szefa kręgielni, którego żona wkrótce odkryje romans męża i będzie się domagać prywatnego spotkania z Aiko, oraz bliską koleżankę z pracy Yoshioki – dziewczynę może nie tyle złą, co zaciekle bojującą o własne szczęście, lubiącą kierować innymi. Fakt, iż gra aktorska stoi na przyzwoitym poziomie tylko ułatwia się wczuć w skomplikowane relacje między bohaterami. Interesującym zabiegiem wobec niemego stylu bycia Aiko zdaje się być całkowite zrezygnowanie z muzyki.

Nietaktem byłoby również poskąpić kilku słów o odtwórczyni głównej roli, Y. Hayashi. Wielbiona w branży AV aktorka i modelka zagrała w blisko 200 pornograficznych filmach i pojawiła się w ponad 180 innych. Była zdobywczynią wyróżnień i paru tytułów na rynku dla dorosłych, przedmiotem kilku filmów dokumentalnych, oraz pokaźnej biografii. Popularność zdobyła jeszcze w latach 90-tych. Jej 16-letnia kariera skończyła się tragicznie w czerwcu 2005 roku, tuż po tym jak świętowała swoje 35 urodziny. W wyniku zadławienia umarła we śnie w swoim apartamencie. O faktycznym talencie Hayashi poświadczyć może chociażby rola w omawianym tytule.

UWAGA! Dalsza część tekstu może zawierać spoilery!

„Tamamono” jest bowiem filmem psychologicznie skomplikowanym, gdzie trudno jednoznacznie rozszyfrować bohaterów. Ciężko powiedzieć, żeby występowały tu postaci stricte negatywne – manipulacje, zazdrość, czy niepohamowana namiętność – oto przejawy ludzkich potrzeb. Człowiek łaknie wszak bliskości drugiej osoby jak jedzenia. Głupotą byłoby lekceważyć zarówno kwestię emocjonalną, jak i czysto biologiczną (rozładowanie napięcia seksualnego), a fakt, że często się one ze sobą łączą może prowadzić do tragedii. Tak właśnie było w przypadku Aiko i Yoshioki. Opamiętanie nadeszło, gdy już było po wszystkim. Pojawiły się łzy. Widzowi tymczasem przyszło odkryć, że kobieta jest niema tylko mentalnie, ale też już było za późno. W trudnej sytuacji pomogła jej niedawna rywalka. Głównie dlatego, że zgodziła się przy niej być. Ostatnia linijka tekstu pozwala jednak sądzić, że dziewczynie wcale nie przeszedł apetyt na życie. I to zdaje się najważniejsze.

by dux

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz