czwartek

Recenzja: Female Rape and Torture! (1978)



Tytuł oryginalny: Bôgyaku onna gômon
Tytuł angielski: Female Rape and Torture! (aka Violent Torture)
Reżyseria: Kôji Wakamatsu
Scenariusz: Izuru Deguchi
Rok produkcji: 1978
Występują: Yuichi Minato, Rie Nakano, Hiroshi Imaizumi, Masayoshi Nogami, Misa Noguchi, Shunsuke Ryû, Mami Sakura, Kayoko Sugi, Ami
Takatori

Kôji Wakamatsu – w 1966 roku opuścił najstarsze studio filmowe w Kraju Kwitnącej Wiśni i założył własne, skupiając się na produkcji niskobudżetowych, niezależnych obrazów. W swoich dziełach zwykł mieszać ekstremalną przemoc z brutalną erotyką i podtekstami politycznymi. Z upływem przylgnął doń przydomek ‘Ojca Chrzestnego Pinku’ (‘The Pink Godfather’), a jego twórczość docenili także zachodni krytycy. Powszechnie uważa się, że jest on najważniejszym reżyserem jaki kiedykolwiek wkroczył na japoński rynek softcore. Jeszcze w 1965 nakręcił sławetny „Secrets Behind the Wall” („Kabe no naka no himegoto”), rok później zaś „The Embryo Hunts in Secret” („Taiji ga mitsuryosuru toki”) w którym etapowo i nad wyraz dosłownie sprezentował proces zezwierzęcenia pierwiastka żeńskiego, tak typowy dla co brutalniejszych odmian pinku eiga, a już w szczególności młodszych datą S&M roman porno wprost ze stajni Nikkatsu. „Diary Story of a Japanese Rapist” („Zoku nihon boko ankokushi bogyakuma”, 1967) oparł z kolei na aktach sprawy seryjnego gwałciciela, grasującego na terenie Japonii po II Wojnie Światowej. Korzenie „Violated Angels” („Okasareta hakui”, 1967) również sięgają horrendalnych, acz faktycznych wydarzeń jakie miały miejsce pewnej feralnej nocy z 13 na 14 lipca 1966 w Chicago… Lubował się w mieszaniu konwencji dramatu psychologicznego z kształtującym się w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, krwawym nurtem kina eksploatacji, co poczynił także w jednym ze swoich najlepszych filmów „Go, Go Second Time Virgin” („Yuke yuke nidome no shojo”, 1969). Trudno też choć mimochodem nie wspomnieć o „Violent Virgin” („Gewalt! Gewalt: shojo geba-geba”, 1969), w którym stawiał pytania odnośnie granic człowieczeństwa i dzikiego, zwierzęcego pierwiastka tkwiącego w każdym z nas. W późniejszych latach widzowie mogli zaobserwować o wiele bardziej upolitycznioną twarz artysty. Podczas gdy „Sex Jack” („Seizoku”, 1970) traktował o stopniowym, wewnętrznym rozpadzie aktywistycznej bojówki, w „Ecstacy of the Angels” („Tenshi no kôkotsu”, 1972) wszystko zmierzało ku dokonaniu zamachów terrorystycznych, choć nie bez przeszkód. Oczywiście w obydwu przypadkach seksualność odgrywała znaczącą rolę. Niebawem Wakamatsu wdał się w romans z ero guro, a skupiający się na torturowaniu w przeszłości kobiet, stylizowany „100 Years of Torture: The History” („Gômon hyakunen-shi”, 1975) jak żywo przywodził na myśl oryginalną serię „ Joy of Torture” („Tokugawa…”, reż. Teruo Ishii). Nihilistyczny, przeraźliwie chłodny, brutalny spektakl gwałtów i mordów dokonywanych przez anonimowego mężczyznę w ogrodniczkach („Serial Rapist” aka „Jûsan-nin renzoku bôkôma”) z 1978 roku zainspirował zapewne niejednego twórcę serial killer movies. Przedmiotowy „Female Rape and Torture!” nie należy ani do grona jego najlepszych obrazów, ani tych najbrutalniejszych, ani tak szorstkich w odbiorze jak przywołany „The Violent Man Who Attacked 13 People”, choć sam tytuł wyraźnie sugeruje godzinny seans z erotyczną groteską… 

Epoka Meiji. Gonnosuke, bogacz ziemski który zbił majątek wykupując za bezcen dorobki życia rolników gwałci swoją służącą, Fusę (Ami Takadori). Dziewczyna zachodzi w ciążę i podejmuje próbę ucieczki od oprawcy, jednakże zostaje pochwycona w chatce dwóch ubogich wieśniaków, Tomekichi i Sutezo. Zdana na łaskę pana, poddana seksualnym torturom traci dziecko i popełnia samobójstwo. Następna ofiara mizogina, Yuki (Rie Nakano) rzuca się do rzeki, jednakże przed niechybną śmiercią ratują ją ci sami mężczyźni, na oczach których strażnicy pojmali bezbronną Fusę. Wkrótce Tomekichi zakochuje się z wzajemnością w kobiecie, co tylko pogarsza sytuację. Zmuszeni by migrować jak najdalej od ziem Gonnosuke, spotykają na swej drodze siostrę i matkę Yuki która wpierw ją sprzedała, a teraz donosi burżujowi w którą stronę pokierowali się młodzi kochankowie… 

„Violent Torture”, podobnie jak wymieniany już „100 Years of Torture…” obfituje w kilka scen gwałtów i mizoginistycznych tortur na tle seksualnym. Co prawda Deguchi i Wakamatsu nie skupiają się wyłącznie na nich, ale bolesna chłosta bambusowymi kijami, przeradzająca się w regularny lincz, czy bicie kobiety przy nadziei aż do poronienia, zetrą resztki uśmiechu z lica każdego filmożercy. Fabuła, choć niezbyt skomplikowana wciąga, a widz pała coraz większą sympatią do darzących się uczuciem towarzyszy niedoli i całe szczęście, że niski budżet nie odbił się na stylizacji obrazu. Poodgradzane drewniano-papierowymi ściankami Shoji, przestronne wnętrza posiadłości Gonnosuke wyraźnie kontrastują z małym, słomiano-bambusowym szałasem chłopów, a porośnięte wysokimi trawami pola paradoksalnie wcale nie są gwarantem bezpiecznej ucieczki od tyrana. Były to bowiem czasy, w których samotne drzewa na obrzeżach wsi stawały się krzyżem dla ubogich i niewzruszenie świadkując krzywdzie, chłonęły ich krew by nie uschnąć w promieniach palącego słońca.

Konkludując, „Bôgyaku onna gômon” to poprawnie zrealizowane filmidło z ładnymi tłami, starannie dobranymi kostiumami, nienaganną grą aktorską. Ośrodkiem centralnym tej osadzonej na przełomie XIX i XX wieku historii pozostaje natomiast motyw zemsty, przy czym konkluzja z tego wcale niewesoła – że chłop, obarczony całą swoją biedotą, nie był w stanie nawet wziąć odwetu za śmierć bliskiej osoby. Ktoś powie zamierzchłe czasy… zgoda, ale czy aby na pewno, na przestrzeni lat coś się zmieniło?

by dux

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz