Tytuł oryginalny: Kiseichuu: kiraa pusshii
Tytuł angielski: Killer Pussy (aka Sexual
Parasite: Killer Pussy)
Reżyseria: Takao Nakano
Scenariusz: Takao Nakano
Kraj: Japonia
Data produkcji: 2004
Występują: Sakurako Kaoru,
Natsumi Mitsu, Sachika Uchiyama, Yumi Yoshiyuki
Zapewne mało
kto insynuował, jak wielce osobliwy twór
mógłby się zrodzić z ewentualnego połączenia fraz ‘reżyser AV’ i ‘„Dreszcze”
Cronenberga’, bo niby po co?
…a że w
filmografii Nakano dominują sex komedie („Sumo Vixens”, „Queen Bee Honey”) –
jest i aktorska wersja popularnego hentai „Legend of the Overfiend” (tetralogia
„ExorSister” aka „Uratsuki-dôji”, 94’) – oczekiwania odnośnie „Killer Pussy”
ugruntować należałoby już na wstępie…
Pierwej,
niczym w „Cannibal Holocaust” (reż. Ruggero Deodato, 79’) widać… dorzecze
Amazonki (przynajmniej teoretycznie). Potem; zupełnie jak w „Braindead” (reż.
Peter Jackson, 92’); kilkuosobowa ekspedycja naukowa próbuje wywieźć z tropików
nieznany jak dotąd ludzkości gatunek i choć miejscowy szaman zdecydowanie im to
odradza, na nic się zdaje perswazja. Wkrótce tajemniczy biont wymyka się z
pod kontroli…
Tymczasem gdzieś
daleko, bo w samym sercu Japonii piątka młodziaków przemierza leśne ostępy i ni
stąd ni zowąd zaczyna im szwankować furgonetka (co w horrorze pretenduje do
miana swoistego novum ;-)). Grupka dociera do skomplikowanego systemu
podziemnych korytarzy, gdzie nabierają ochoty na miłosne harce nie przejmując
się zbytnio faktem, iż sąsiadują z zamrożonymi ludzkimi zwłokami! (ach, ta
dzisiejsza młodzież). Ciałem, które wkrótce ożyje…
Tematyka
„Kiseichuu: kiraa pusshii” otwierała przed reżyserem spore możliwości i tak oto
cudzożywny organizm zamieszkujący kobiece narządy rozrodcze, a żywiący się
penisami symbolizować mógł odwieczny lęk vir przed kastracją, czyli utratą owej
męskości. Tymczasem parazyt, seksualny bądź co bądź, paradoksalnie wcale nie
obliguje widza do zastanowienia się nad naturą jednego z dwóch freudowskich
popędów. Fakt – dziewczyny są powabne, swymi obfitymi biustami świecą nader
często, a spódniczki noszą tak krótkie, że równie dobrze mogłoby ich nie być w
ogóle – tylko czy oto w istocie chodziło?
Cóż, nawet
gdyby rozpatrywać „Killer Pussy” w kategoriach pastiszu „Shivers”, to nie
należało aż tak spłycać wagi dzieła Kanadyjczyka, chociażby poprzez wzgląd na
jego status historyczny. Trudno jednak całemu temu kiczowi odmówić pewnego
uroku, bowiem już pseudo-ujęcia z wnętrza kanałów rodnych – wychodzącego na żer
stworzenia i zwiastującego jego nadejście, charakterystycznego chrupnięcia
podczas konsumpcji uparcie wpychanych doń, męskich członków wywołują u widza
niekontrolowany wybuch śmiechu. Zainfekowany srom-dusiciel, czy umazane krwią i
śluzem pochwowym damy siłujące się na rozłożonej w niewiadomych celach macie
(całość przypomina zapasy w galaretce ;-)), to zaledwie część ‘atrakcji’ jakie
z myślą o zapaleńcach ‘splatter eros’ w
tradycji serii „Guts of a Virgin” Gairy przygotował Nakano. Ukoronowaniem tych
niespełna sześćdziesięciu minut tonącej w różnorakich, acz zawsze gęstych
wydzielinach groteski pozostaje oczywiście… cipa. I to stricte, we własnej
osobie. Wprawdzie gumowa, lecz większa niż zazwyczaj, a do tego zębata i
rozjuszona nie na żarty z tym, że to już trzeba zobaczyć na własne oczy…
by
dux
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz