Tytuł oryginalny: Day Dream
Tytuł angielski: Hakujitsumu
Reżyseria: Tetsuji Takechi
Scenariusz: Tetsuji Takechi
Data produkcji: 1981
Występują: Kyôko Aizome, Kei
Sato, Takemi Katsushika, Saeda Kawaguchi
Próbowaliście już rozgryźć naturę wizji sennych?
…czym tak właściwie są i skąd się biorą?
Z jakich powodów psychika nieprzytomnego, miast pozwolić mu
wypocząć zsyła na biedne czoło jeszcze więcej zmartwień – niestworzonych katów –
i udręcza go niemiłosiernie?
Czy mroczne, duszne koszmary stanowić mogą do pewnego stopnia
odbicie tego, co z naszym ciałem dzieje się w rzeczywistości?
Jakim cudem, oddając się w objęcia Morfeusza doświadczamy na
raz zlepku tak wielu emocji i zachcianek?
Czy na taśmie filmowej, aby na pewno da się uwiecznić
wypadkową prywatnych doświadczeń, myśli, pragnień, lęków i popędliwości w
sposób iście horrendalny, surrealistycznie zakręcony, iluzoryczny?
I
wreszcie… dlaczego halucynacje spoczywającej na fotelu dentystycznym,
otumanionej Chieko jawią się oglądającemu aż tak (nie)klarownie?
„Day Dream” z
1981 roku stanowi pornograficzny remake starszej o około piętnaście lat,
oryginalnej wersji „Hakujitsumu”. Wypadałoby również zauważyć, że jest
pierwszym w historii japońskiego kina erotycznego obrazem zawierającym w sobie twardą
pornografię. Notoryczne zbliżenia na kopulujące narządy płciowe, czy niewiarygodnie
długa sekwencja w której dentysta pobudza palcami waginę molestowanej, znarkotyzowanej
pacjentki (Kyôko Aizome, pierwsza królowa japońskiego porno) stały się niestety
ofiarami drastycznych cięć. Takechi („Black Snow”) nie poprzestając na banalnym
skandalizowaniu formą, zręcznie wplótł w swój twór elementy wampirycznego kina
grozy i wszystko to opatulił hipnotyzującą, oniryczną atmosferą mary sennej.
Odrealniony, gęsty klimat lepi ze sobą każdy kadr z osobna i nie ulatnia się
ani na moment, aż do umownego zakończenia. To z kolei nakreślone zostało na
tyle rozbieżnie, ażeby uniemożliwić widzowi tą jedną jedyną, klarowną interpretację.
Izomorficzny wybieg zastosował Craven („Last House on the Left”, „Hills Have Eyes”),
ponoć niekwestionowany mistrz amerykańskiego horroru w „A Nightmare on Elm
Street” (84’). Smutne skądinąd, że postać Freda Kruegera - wyposażona w zestaw
brzytew ikona popkultury - debiutując z miejsca została ukomiczniona, a
wszystkiemu winien brak inwencji twórczej. Tymczasem przyodziany w czarny
płaszcz, śmiertelnie poważny gnębiciel z „Day Dream” połyka na śniadanie
większość kreacji Draculi, na image’u którego wyraźnie jest wzorowany.
Pożądając nie osocza, a kwiatu łona ofiary podąży za wystraszoną Chieko wszędzie,
gdzie ta go tylko zwabi. Posępne scenografie robią wrażenie, w szczególności
opustoszała galeria handlowa i myjnia samochodowa z oferty której sfatygowana,
odarta z bielizny kobieta skorzysta z niekłamaną przyjemnością…
Omamy to
absolutnie niesamowite i dzięki temu właśnie pociągające, bowiem ciężko
odpędzić się od wrażenia, iż funkcją surrealizmu świata przedstawionego jest
skrzętne ukrycie czegoś na wskroś istotnego, przepełnionego anormalnym sensem.
Dla przykładu; epizod z dramatyczną w swoim przebiegu sesją S&M zdaje się
być niczym innym, jak tylko przejawem uwarunkowań, czy jak kto woli preferencji
seksualnych głównej bohaterki… a wampiryczny oprawca z twarzą dentysty?
Któż z nas nie zna tej charakterystycznej, jedynej w swym rodzaju
obawy przed sterylnym gabinetem, metalowymi cęgami, dźwiękiem wiertła, czy
wreszcie najgorszym z nich wszystkich, uśmiechającym się właśnie do ciebie katem
w bieli?
Z resztą może przesadzam, a wygląd chłostającego Chieko
mężczyzny warunkują ostatnie przebłyski świadomości nieprzytomnej, widziała
wtedy jego…
…i jako klientka nie mogła liczyć się z tym, że zostanie
wykorzystana, a rozgrzane w rzeczywistości ciało przyczyni się do insurekcji erotycznego
miszmaszu perwersyjnych, odrealnionych dziwactw w jej głowie.
Tylko dokąd to zmierza i czy u schyłku nieskończonego demony
przeszłości, marne odbicia zakorzenionych głęboko w zatrwożonym sercu,
prawdziwych mar pozwolą wreszcie odetchnąć śniącym?
…a może wyrwanie się ze szponów koszmaru to zaledwie
utopijna, pobożna ułuda skrępowanych własnym lękiem?
I wreszcie… co Takechi chciał zasugerować postacią wyłaniającej
się z mgły, a faktycznie proszonej przez zboczeńca do gabinetu dziewczynki?